Niepłodność – Droga, a nie walka

Ludzie mają skłonność do traktowania swoich chorób, jak przeciwników. To chyba całkiem naturalne podejście, wszak ciężkie choroby mogą śmiertelnie nam zagrażać. Kiedy na szali pojawia się życie, to budzi się w nas wola walki. Niekiedy mówi się nawet, że to właśnie ta wola i pragnienie pokonania choroby prowadzi do cudownych ozdrowień.

Czy zatem w kontekście niepłodności również powinniśmy mówić o walce? Przecież niepłodność, to również choroba i są na nią lekarstwa. Moim zdaniem sprawa jest tutaj o wiele bardziej skomplikowana. Podejmując walkę, musimy liczyć się z trzema rezultatami – wygraną, porażką, lub remisem.

Wygraną, w przypadku niepłodności, teoretycznie łatwo jest zidentyfikować, bo jej rezultatem będzie dziecko. Porażką będzie jego brak. Remis chyba nie wchodzi tutaj w grę.
Nic dziwnego zatem, że nastawiamy się bojowo. Musimy wygrać, by przytulić upragnionego potomka.

Co jeszcze robimy, przygotowując się do walki, by przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę? Analizujemy przeciwnika. Jakim rywalem jest zatem niepłodność? Nieprzewidywalnym. Możemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, poświęcając całe lata na przygotowania, a ona i tak zaskoczy nas lewym sierpowym, podczas ostatniego starcia. Nierzadko zostajemy wtedy na macie, zakrwawieni i z wybitymi zębami. Czujemy się pokonani i bezsilni. Nie każdy znajduje w sobie moc, by się podnieść i ruszyć do dalszej walki.

Takie podejście wydaje mi się groźne dla nas samych. Zamyka nas przecież w labiryncie, z którego jest tylko jedno wyjście. Podporządkowujemy zwycięstwu z niepłodnością całe życie, a kiedy walka nam się nie powiedzie, czujemy, że zawiedliśmy, że nie spróbowaliśmy wszystkich chwytów, że mogliśmy się lepiej przygotować. Odbieramy tę porażkę bardzo personalnie. Obwiniamy siebie i innych.

Tymczasem nasze życie nie składa się tylko z tej jednej walki. Ja wierzę, że życie to droga, a niepłodność to tylko jeden z jej odcinków.

A ta droga niestety nigdy nie jest prosta. Czasem wiedzie naokoło, rozwidla się, przecina z innymi. Bywa, że dochodzimy zupełnie nie tam, gdzie byśmy chcieli. Zdarza się, że musimy zawracać. Raz jedziemy szybciej, innym razem wolniej. Mimo wszystko, mając do wyboru przedzieranie się przez gąszcz lub podążanie tą nieznaną drogą, wybieramy właśnie ją. Dajemy się jej prowadzić. Droga przez niepłodność, bo tak zdecydowałem się o tym doświadczeniu myśleć, też jest taka.

Prywatnie jestem wielkim pasjonatem górskich wędrówek. Wychodząc na szlak wiem, dokąd zmierzam i którędy tam dojść. Jednak góry są nieprzewidywalne, pogoda może zmienić się w każdej chwili, wczoraj dostępny szlak, dziś może okazać się zamknięty. Prawda jest jednak taka, że te przymusowe zmiany planów często okazywały się wspaniałymi przygodami. Pozwalały mi zobaczyć i doświadczyć rzeczy, których wcale nie zakładałem.

Wierzę bardzo mocno, że przy odpowiednim nastawieniu, droga przez niepłodność również może tak wyglądać. Oczywiście, wchodząc na ten szlak wiemy, dokąd zmierzamy. Dziecko to ten upragniony szczyt, który chcemy osiągnąć. Niestety, mimo naszych najszczerszych starań czasem okazuje się, że droga, którą sprawdziliśmy wcześniej nawet dziesięć razy, wcale nas do niego nie doprowadzi.

Często podczas takiej wędrówki zaczynamy odkrywać w sobie różne rzeczy. Ja i moja żona w trakcie drogi przez niepłodność odkryliśmy, że życie tylko we dwoje daje nam wystarczająco dużo szczęścia. Zrozumieliśmy, że próbowanie za wszelką cenę nie jest dla nas i że te dwa lata, które podporządkowaliśmy staraniom i in vitro to wszystko, na co nas stać. Nasza droga doprowadziła nas zatem do innego miejsca niż zakładaliśmy. Odnaleźliśmy szczęście w tych okolicznościach, które były nam dane, a przy tym wcale nie czujemy się przegrani. Akceptacja bezdzietności okazała się dla nas pięknym zakończeniem tego etapu podróży.

Mam nadzieję, że całe to moje turystyczno-sportowe gadanie nie rozmyło tego, co chciałem przekazać, jednak dla pewności podsumuję to wprost.
Starania o dziecko dla osób chorych na niepłodność, to cholernie ciężka rzecz. Niektórzy zupełnie niepotrzebnie pogarszają swoją sytuację, fiksując się na rezultacie i poświęcając lata swojego życia na „walkę” z niepłodnością. Wydaje mi się, że warto zamiast tego spróbować dostrzec pozostałe drogi i rozwiązania. Nawet jeśli okresowo skupimy się na staraniach lub na samej procedurze in vitro, to mimo wszystko, warto jest pamiętać o życiu poza niepłodnością.

Warto zadawać sobie przeróżne pytania, w tym te najtrudniejsze – Co, jeżeli się nam nie uda? Kim będę, jeżeli nie zostanę rodzicem? Jakie rzeczy, które już mam, dają mi szczęście? Odpowiadając na te i podobne pytania automatycznie odkrywamy inne drogi, które być może nas kiedyś czekają. Przygotowujemy się tym samym na to, by potencjalną porażkę przekuć w naszą nową drogę, której posmak już poznaliśmy i która być może da nam radość w życiu.

Autorem tekstu jest Sebastian Nowak

Share
Pin
Tweet
Related

Rozwód a prawo do zarodków

Obraz powiększania rodziny wygląda obecnie zdecydowanie inaczej niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Coraz częściej spotykamy się z problemem lub niepłodności, a sięganie po rozwiązania, które oferuje medyczne wspomaganie rozrodu jest rozwiązaniem, po które sięga coraz więcej par.

Jak rozmawiać z dzieckiem o in vitro

Jednym z największych dylematów, przed którym staną prawie wszyscy rodzice, których pociechy przyszły na świat dzięki metodzie in vitro, jest pytanie o to, czy będą chcieli powiedzieć swoim dzieciom o tym, że przyszły na świat dzięki leczeniu i procedurze wspomaganego rozrodu.

Czy życie bez dziecka jest fajne?

Mówiąc o niepłodności, nie sposób pominąć kwestii wpływu tej choroby na zdrowie
mentalne. W zasadzie można powiedzieć, że niepłodność i depresja tworzą błędne koło, z
którego bez pomocy specjalisty nie sposób wyjść. Stres i depresja to częste konsekwencje
bezowocnych starań o dziecko.

Comments

Co o tym myślisz ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *